Tak głosi znane, niemieckie powiedzenie „Vertrauen ist gut, Kontrolle ist besser”. Nic dziwnego, że w niemieckojęzycznym kraju znalazłam dowody na jego potwierdzenie. Dowody stricte numizmatyczne i na swój sposób piękne, choć tylko częściowo, bądź dosłownie połowicznie 🙂
Dobroć pieniądza
Dekrety mennicze ściśle określały jaka powinna być zawartość kruszcu w monecie. Teoretycznie można było na tym bazować na co dzień, ale wiadomo – teoria teorią, a w praktyce różnie bywa ! Czy to zarządca mennicy, czy nawet wyższa instancja, mogli ulec pazernej pokusie i zaordynować wybicie paru monetek więcej z danej miarki kruszcu.
Fryderyk II Wielki (fałszerz)
W niechlubnym procederze psucia pieniądza wyspecjalizował się Fryderyk II – król pruski w latach 1740-1786. Znalazł tu dobrą metodę na finansowanie swych wydatków, szczególnie działań wojennych. Całość odbywała się niestety na koszt sąsiadów, głównie Polski. Prusacy wywozili więc z Polski dobre orty, szóstaki itp., które następnie w swych mennicach „rozmnażali” bijąc te same nominały, i to pod tym samym stemplem króla polskiego, tylko z rozcieńczonego metalu. Pomnażali tym sposobem np. 100 sztuk dobrych monet, na 120 sztuk tak samo wyglądających, ale gorszych (podana proporcja 100 na 120 jest czysto przykładowa, nie wiem jaka była w rzeczywistości). Były to słynne „efraimki” rujnujące polski skarb, zwłaszcza w czasach Augusta III.
Co fałszowano
W codziennych rozliczeniach ostrożność trzeba było zachować szczególnie przyjmując drobne nominały, gdyż tutaj było większe pole do popisu dla spragnionych zysku.
Talary i dukty były z założenia walutą do handlu międzynarodowego i niezależnie od kraju powinny trzymać zadane parametry. Zazwyczaj przy tych nominałach tak było, choć i tu zdarzały się odstępstwa. Przykładem pod-wartościowe talary niderlandzkie z XVI wieku wymienione w Uniwersale Zygmunta Augusta, czy, czy z naszego podwórka poznański dwudukat Jana Kazimierza opisany przez Sergiusz Stube na Facebooku (niestety nie wiem jak linkować bezpośrednio do czyjegoś posta na Facebook, więc Print Screen z posta załączam obok w formie zdjęcia, a tutaj link ogólny do źródła Dukaty Rzeczpospolitej Numizmatyka).
Jest złodziej, jest policjant
Jak byli fałszerze, to i musieli pojawiać się kontrolerzy. Na własny użytek takim kontrolerem musiał być zapewne każdy ówczesny kupiec, czy choćby rzemieślnik. W czasach zorganizowanej państwowości i sprawnie działających stowarzyszeń kupieckich kontroli takich dokonywano jednak też bardziej globalnie. Ze źródeł pisanych znane są uniwersały publikowane w celu oznaczenia wartości i podania w krajowej walucie cen monet obcych kursujących w lokalnym obrocie. Z takich właśnie uniwersałów można czerpać informacje na temat ówcześnie obiegających monet, w tym wielu rzadkich, czy wręcz unikatowych obecnie typów.
Uniwersał Zygmunta Augsta z 1567 roku
Z polskich źródeł pisanych tego typu najstarszym znanym jest Uniwersał Zygmunta Augusta z 14 czerwca 1567 roku.
Warto w tym momencie zacytować Tadeusza Kałkowskiego z jego nieśmiertelnego „Tysiąc Lat Monety Polskiej”:
Ostanie lata panowania Zygmunta Augusta przebiegały pod znakiem dużego napływu z krajów zachodnich grubej monety srebrnej – talarów. Za Zygmunta Starego talarów w Polsce jeszcze nie bito, więc od połowy XVI wieku stałym elementem naszego rynku pieniężnego stały się talary obce, napływające do nas głównie przez Gdańsk. Obok dobrych talarów pełnej wagi, których kurs za Zygmunta Augusta ustalił się na 33 grosze, kursowały w kraju również małowartościowe talary książęce i miejskie, przeważnie niderlandzkie, bite z gorszego srebra i niepełnej wagi. Istniejące z tego powodu zamieszanie wymagało skutecznych środków zaradczych. Sejm korony w Piotrkowie z dnia 14 czerwca 1567 r. zajął się więc tą sprawą. Wydany na nim uniwersał królewski z dnia 14 czerwca 1567 r. … ustalał dokładnie obowiązujący odtąd kurs podlejszych talarów obcych i podawał ich wygląd na załączonych do uniwersału rycinach. Oryginał tekstu uniwersału – bez tablic, oraz większość oryginalnych klocków drzeworytowych przechowywała przez cztery wielki Biblioteka Jagiellońska w Krakowie. W czterechsetlecie wydania uniwersału Komisja Numizmatyczna PTAiN w Warszawie wydała w r. 1967 ten uniwersał w naukowym opracowaniu i z wyczerpującym komentarzem prof. R. Kiersnowskiego. …
Jak dokonywano kontroli
Że dokonywano kontroli monet obiegowych wiemy z zachowanych źródeł pisanych, ale jak tego dokonywano, to nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy spacerując po wystawie Gabinetu Numizmatycznego w Wiedniu doszedłem do gabloty, której zdjęcia prezentuje poniżej.
Jak widać po zawartości gablot, do kontroli brano egzemplarze bardzo dobrze zachowane. Na ekspozycji kontrolowanych monet w gablocie są praktycznie same mennicze sztuki. Ma to również praktyczne uzasadnienie, gdyż drobne nominały były wówczas często bilonowe, tzn. bardziej srebrne na zewnątrz niż w środku. Pomiar egzemplarza menniczego informował bardziej miarodajnie o tym, z jaką zawartością srebra moneta opuściła mennicę.
Jak widać przecinano, sprawdzano i opisywano na kopertkach podając wartość, w tym przypadku w krajcarach. Na podstawie informacji z tych kopertek wydawano następnie uniwersały.
Piękne szóstaki lwowskie
Kontrola to jedno, materiał kontrolowany to drugie. Proszę popatrzeć na prezentowane w gablotach monety, bądź ich części. Szóstaki Jana Kazimierza. obecnie zazwyczaj spotykane jako podłe, niedobite sztuki ze szpetnymi wadami blachy tutaj są w stanach niewiarygodnych … nie przypuszczałem, że one w ogóle tak mogą wyglądać 🙂 Są niesamowite… tak samo trojaczek, czy orty. Głęboko bite, z pięknym lustrem i bez wad blachy…
Wady blachy
No własnie, bez wad blachy ! Kiedyś się nad tym zastawiałem. Dlaczego te monety bito na tak paskudnej blasze ?
Jak zwykle gdy pojawiają się trudne pytania na temat starych monet, to w sukurs przychodzi Skarbnica Wszelkiej Mądrości Numizmatycznej, czyli imć Sergiusz Stube. Wyjaśnił to swoim zwyczajem – krótko, zwięźle i konkretnie. Sednem sprawy jest to, że mimo iż blacha była niejednorodna i nierównomiernie rozwalcowana, to w momencie bicia z niej monet nie było to praktycznie widoczne. Wady blachy nie były również widoczne na świeżo wybitych monetach. Uwidaczniały się one dopiero z czasem, pod wpływem niekorzystnych czynników środowiskowych. Poszczególne składowe blachy reagowały różnie. Niejednorodność powodowała, że domieszki mogły się utleniać i korodować z różnym nasileniem, czego efekty można zobaczyć na załączonym obok przykładzie (charakterystyczne, czarne, głębokie „pręgi” i „kratery” utlenionych, słabszych domieszek).
Monety z wiedeńskiej gabloty przechowywano zapewne w warunkach gabinetowych poczynając od czasu ich kontroli, wiec nie były narażone na niekorzystne wpływy środowiska i zachowały się pięknie. Miłego oglądania, choć zdjęcia nie oddają jednak w pełni ich urody.
Wycieczka do Wiednia
Polecam osobiste odwiedziny w zespole wiedeńskich muzeów Kunst Historisches Museum Wien.
Koszty są całkiem umiarkowane. Nocny pociąg z Warszawy do Wiednia kosztuje 29 €, wyjeżdża po 9-tej wieczorem i jest rano, przed 8-mą w centrum Wiednia. Roczna wejściówka do kompleksu wiedeńskich muzeów kosztuje 34 € i uprawnia do dodatkowego, 10% upustu w sklepikach muzealnych. Nocny pociąg powrotny wyjeżdża z Wiednia po 10-tej wieczorem i jest rano, przed dziewiątą w Warszawie. Będąc na miejscu oprócz muzeów polecam skosztowanie strudla jabłkowego z kawą po wiedeńsku – smakuje naprawdę wybornie ! To dodatkowa motywacja do kolejnych odwiedzin 🙂
Skarby zgromadzone w wiedeńskich muzeach są niesamowite. Przynajmniej jeśli o mnie chodzi, to spełniły moje wyobrażenia o prawdziwych, królewskich skarbach.
Dwa nie numizmatyczne walory – jeden z królewskiego skarbca, a drugi ze zbrojowni na zachętę pokazuje poniżej 🙂
Złoty dzban i misa hiszpańskiego mistrza
Dzban wysokości 34.5 cm, misa o średnicy 61.5 cm. Do wykonania użyto około 10.5 kg złota. Dzieło hiszpańskiego mistrza datowane na rok 1571. Było prezentem ślubnym od prowincji Karyntia dla książęcej pary. Owocem tego związku był późniejszy cesarz Ferdynand II, który przywiózł ten zestaw do Wiednia i zdeponował w skarbcu. Wykonany jako zestaw do obmywania rąk przed posiłkiem, przez cesarska rodzinę został zaadoptowany jako zestaw chrzcielny, co zapewne uchroniło go przed przetopieniem w chwilach finansowej potrzeby.
Zestaw nie jest sygnowany i wykonawca nie jest znany, ale styl cechy szczególne wskazują na hiszpańskiego mistrza. Nie wiadomo tylko czy został on wykonany w Hiszpanii, czy w Wiedniu. W ówczesnym Wiedniu rezydowało kilku hiszpańskich złotników, gdyż żona cesarza Maximiliana II była hiszpanką, ale dwór wiedeński utrzymywał również stosunki z dworem w Madrycie, więc wykonanie w Hiszpanii jest bardzo prawdopodobne. Jeśli został wykonany w Hiszpanii, to prawdopodobnie głównie ze złota przywiezionego z Nowego Świata. Niesamowita pozycja.
Góra zbroi Hetmana wielkiego litewskiego – Mikołaja Radziwiłła
Wiedeńska zbrojownia to podobno jedna z trzech największych na świecie kolekcji dawnego uzbrojenie. Same zbroje od średniowiecznych po XVIII wiek zajmują trzy obszerne sale. Coś niesamowitego i wspaniale wyeksponowane.
Przechodząc prze sale czeka nas miły polski akcent. W szeregu XVI-wiecznych zbroi jedna wyróżnia się wyraźnie bogactwem zdobienia. Serce bije szybciej po przeczytaniu tabliczki, która informuje, że to góra od „garnituru zbrojwego” Hetmana wielkiego litewskiego – Mikołaja Radziwiłła. Eksponat dodatkowo wyróżniony jest informacją do odsłuchania na audio-przewodniku (warto wziąć przy kasach, w zbrojowni jest bezpłatny, niestety nie ma wersji po polsku). Komunikat w audio-przewodniu dodatkowo podnosi poczucie dumy narodowej. Lektor informuje że Mikołaj IV Radziwiłł był jedną z najbogatszych osób w ówczesnej Europie i stąd mógł sobie pozwolić na zamówienie tak kunsztownej zbroi. Zapewne całego „garnituru”, choć do czasów obecnych zachowała się tylko góra. Wykonawca zbroii to Kunz Lochnet (1510-1567), płatnerz z Norymbergii. Zbroja datowana „przed 1555r.”
Miłego zwiedzania 🙂