Rzeczywiste narzędzia mennicze zobaczyłem po raz pierwszy w tak dużej grupie kilka tygodni temu, na wystawie w wiedeńskim gabinecie numizmatycznym. Przegląd od średniowiecza, po końcówkę wieku XIX. O ile wygląd wczesnych narzędzi w miarę odpowiadał moim wyobrażeniom, to już walce mennicze, czy olbrzymie punce były zaskoczeniem.
Zapraszam na krótką fotorelacje z zawartości dwóch gablot, w których je wyeksponowano.
Wybijanie monet stemplem
Powyższe zdjęcie działa na wyobraźnie. Prezentują się na nim w komplecie stemple i moneta będąca najwcześniejszym, datowanym talarem.
Piękny egzemplarz. Moneta ceniona i poszukiwana. Niedawne notowanie aukcyjne np. tutaj.
Ciekawie przedstawiają się te stemple również w ujęciu bocznym. Na poniższym zdjęciu widać, że jeden ze stempli (dolny) zakończony jest wyraźnym rozszerzeniem, swego rodzaju „stopą” celem stabilnego osadzenia na podstawie, zapewne pniu. Górny stemplem to prawie regularny walec, nieznacznie jedynie rozszerzony u góry, zapewne w wyniku rozklepania w czasie ekspolatacji.
Tłoczenie z walca
Następna gablota prezentuje przekrojowo już nowsze techniki mennicze, stosowane powszechniej od ostatniej kwarty wieku XVI, po końcówkę wieku XIX.
Mamy tutaj już technikę walcową, możemy tłoczyć również rant oraz olbrzymie medale.
W lewym górnym rogu widać dwa walce, stanowiące kompletny zestaw do produkcji talarów Rudolfa II (1576-1611). Na lewo od walców pokazany bezpośredni efekt ich pracy – taśma z gotowymi do wycięcia talarami, a poniżej już wycięty produkt finalny – talar.
Poniższe zdjęcia prezentują omawiane walce w różnych ujęciach.
U góry, na pierwszym zdjęciu od lewej widać, że jeden pełny obrót walców odciskał cztery monety, nad każdą z nich tłocząc jeszcze odpowiednie rzymskie cyfry I, II, III, IV… Technika ta zapewniła wysoką jakość tłocznia i efektywną prace, ale i miała wady, o których szybko się przekonano.
Jak widać na zdjęciach, w tym przypadku każdy z walców zawierał po cztery stemple do tłocznia dużych talarów. W przypadku monet mniejszych jeden pełny obrót wytłaczał odpowiednio więcej egzemplarzy, czyli każdy z walców zawierał odpowiednio więcej stempli. Wystarczy spojrzeć na pokazane walce, aby zobaczyć, że w przypadku stosowania tej techniki , jeśli któryś ze stempli odpowiedzialnych za pojedyncza monetę się uszkodził, to efektem każdego obrotu walca było wyprodukowanie również monety z wadliwej.
Wykonanie stempli było bardzo kosztowne. Ta maszyna pracowała z olbrzymimi naprężeniami. Naprawa pojedynczego fragmentu „stempla walcowego” nie wchodziła w grę. Jeśli wada była nieznaczna, to można było przymknąć na nią oko, ale jeśli np. wyraźnie oszpecała królewskie oblicze, to wprowadzanie takich monet do obiegu mogło być niepolityczne. Wyjścia były wówczas tylko dwa. Pierwsze rozwiązanie to odrzucanie wadliwych monety do ponownego przerobu, co wiązało się jednak z dodatkowymi stratami kruszcu podczas topienia, i z dodatkową robocizną. Drugie rozwiązanie to wymiana walców na nowe. Oba te rozwiązania kosztowne i zmniejszające zysk dzierżawcy mennicy.
Potrzeba matką wynalazków
W drugiej połowie XVII wieku w użyciu mamy już walcarki nowego typu. W walcach roboczych mocowane są „grzybkowate” trzpienie będące pojedynczymi, niezależnymi stemplami. W takim rozwiązaniu wymiana uszkodzonego „modułu” jest zdecydowanie mniej kosztowna. „Grzybki” prezentuje poniższe zdjęcie.
Punce
Mówiąc o narzędziach menniczych nie sposób nie wspomnieć również o puncach. Były to niezbędne i cenne narzędzia pracy każdego rytownika stempli. Otóż rytownik przygotowując nowy stempel nie rytował ręcznie każdego jego elementu, ale używał do tego celu odpowiednich, wcześniej przygotowanych punc. W ten sposób nabijał literki legend, tworząc z nich napisy. Wybijał daty, ozdobniki oraz poszczególne fragmenty rysunku, popiersia itd.
Świadomość takiego przygotowywania stempli jest dziś niezmiernie istotna przy weryfikacji oryginalności monet. Często słyszymy sformułowanie „egzemplarz bity stemplami ciętymi od ręki”, tzn. fałszerz wykonywał stemple dla danej monety nie używają zestawu punc (bo go po prostu nie miał), ale rzeźbił ręcznie, patrząc na pierwowzór. Efekty takiej pracy łatwo rozpoznać. Wystarczy porównywać np. litery legend i znaleźć kilka tych samych. Wykonane puncami rzeczywiście powinny być takie same. Cięte od ręki zawszę będą różne, czasami diametralnie różne. Poza tym używanie punc daje swego rodzaju „łagodność krawędzi”, a cięcie przeciwnie – daje ich ostrość i często nierówność.
Stemplami ciętymi od ręki robione były miedzy innymi słynne, XIX wieczne fałszerstwa Igla.
Punce zawsze wyobrażałem sobie jako zestaw drobnych, misternych narzędzi wyjmowanych z małego pudełeczka. Takie zapewne i były one w przypadku małych liter czy cyfr, ale tutaj zboczyłem coś zupełnie innego – olbrzymią „puncę” z gotowym, kompletnym popiersiem Marii Teresy, przy czym wielkość samego popiersie była zaskakujaco mała w porównani z wielkość żelaznej bryły z której ją zrobiono.
Powyższe zdjęcia prezentują puncę z popiersiem Marii Teresy oraz wykonany przy jej użyciu stempel do talara 1780 rok.
Trzecia strona monety
Na poniższym zdjęciu widzimy stempel służący do wytłoczenia wyobrażeń na trzeciej stronie monety, czyli jej obrzeżu 🙂
Medal, model i stempel stempla
W gablocie tej niebywałe wrażanie robi również stempel do wybicia wielkiego medalu. Medal leży poniżej niego. Cechuje się nie tylko dużą średnicą, ale i wysokim reliefem, także zestaw ten robi wrażenie.
Na koniec pozostaje jeszcze wspomnieć o ostatniej pozycji z tej gabloty. Ukazuje ona zgoła inny etap, charakterystyczny już dla w miarę współczesnej produkcji menniczej. Jest to woskowy model z motywem głównym 2-guldenówki (1897r), a gotowa moneta powstała na jego podstawie leży obok. Monetę tę można zobaczyć również u nas w archiwum, np. tutaj, a opisywany model, stempel medalu oraz dodatkowo górny stemple od monet Franciszka Józefa i jegoż stempel-puncę (patrycę) pokazuję na zdjęciach poniżej.
Inne skarby
Szerzej o innych skarbach, w tym o interesujących polonikach obecnych w Kunst Historischen Museum Wien być może napisze już wkrótce, a tymczasem, dla zdobycia ogólnego poglądu na całokształt polecam stronę internetową Wiener Münzkabinett tutaj, no i szczerze zachęcam do odwiedzenie tego miejsca osobiście – naprawdę warto i jest co podziwiać.
Dwa lata później zrobiłem filmik
Dodano 22.06.2017. Odwiedziłem muzeum w Wiedniu ponownie i wystawa stempli jest nadal obecna w niezmienionej formie. Tym razem to co opisywałem powyżej sfilmowałem telefonem. Efekt poniżej – zapraszam !
Damian Marciniak